niedziela, 9 stycznia 2011

Motywatory...

Wszystko robiłem pod dyktando mojego starszego kolegi-tenisowego instruktora...jadlem,piłem,spałem,spacerowałem,sparringowałem,uprawiałem odpoczynek,jogę ,medytację itd. itd.Byłem absolutnie posłuszny wszystkim jego zaleceniom,sugestiom i wskazaniom.Tak było przez całe trzy doby.Gdy nadszedł czas meczu moj patron zasiadł na trybunie kortu a ja czerpiąc z jego spokojnego oblicza niezwyczajną wiare w sukces przystąpiłem do walki .Niestety nic mi nie wychodziło...przy stanie 4:0 dla mojego przeciwnika moj patron bezszelestnie opuścił trybunę kortu !Pozostawiony sam ze swoim nieszczęciem przegrałem kolejnego gema i przy stanie 0:5 z rozpaczy sięgnąłem po duże dobre austriackie białe piwo...Jakież było moje zdumienie gdy kilkanascie minut póżniej rozpoczynałem tie breaka !!!cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz